Kategoria: WordPress

WordPress od lat znajduję się w samym centrum moich zawodowych zainteresowań.

przyspieszanie wordpressa

Ostatnio wpadły mi w łapki dwa wpisy dotyczące przyspieszenia w ten czy inny sposób wordpress’a:

sobek.pl: Test – czy twój ulubiony blog to błyskawica?

polskiblogger.pl: Jak przyspieszyć WordPress 3 razy?

sobek.pl skupia się na fizycznej wielkości strony wraz ze wszystkim co tam się jeszcze ładuje (skrypty, style, obrazki), czyli na czasie ładowania się strony, dociągania elementów co finalnie owocuje czasem wyświetlenia po stronie użytkownika. Analizuje również kilka blogów. Dokładna analiza oraz krótkie podsumowanie pozwala ocenić w jakiej „kategorii wagowej” znajduje się nasz serwis i jak wygląda przeciętna wśród badanych blogów tego samego typu. Krótko opisuje też używane narzędzie: Web Page Analyzer.

polskiblogger.pl na warsztat podniósł kwestię czasu generowania samego HTML’a po stronie serwerowej. Skupił się na tym w jaki sposób jest budowany szablon strony. Krótko opisał które z dynamicznych elementów mogą zostać zamienione na statyczne odpowiedniki. Procesy optymalizacji (względem szybkości generowania) zostały sprowadzone do ograniczenia funkcjonalności. Trafnie. Bo większości z tych funkcjonalności blogi nie potrzebują, albo potrzebują … rzadko.

Podsumowanie

Wszystko trafne, prawdziwe i … bezużyteczne. Dla większości użytkowników nie ma to większego znaczenia. Szczególnie druga optymalizacja, która przy standardowym ruchu na przeciętnym blogu jest bez znaczenia. Tam gdzie te wszystkie rzeczy dadzą realnego kopa, zazwyczaj są pieniądze i wiedza jak to wszystko załatwić. Oczywiście są wyjątki, którym to wszystko się przyda.

Reszta sprowadza się do zwykłej zasady nie przesadzania, która dotyczy wszystkiego. Nie tylko blogów.

Antyoptymalizacja

W używanym przeze mnie szablonie po kliknięciu w kategorię, tag, czy stronę w TITLE ustawiany był tytuł bloga. Bezsensu. Poniższy kod buduje lepszy TITLE.

<title><?php
if ( is_single() ) {
wp_title('');
echo ' :: ';
}
elseif ( is_category() ) {
echo single_cat_title();
echo ' :: kategoria :: ';
}
elseif ( is_tag() ) {
echo single_tag_title();
echo ' :: tag :: ';
}
elseif ( is_page('') ) {
the_title();
echo ' :: strona :: ';
}
bloginfo('name');
?></title>

SEO, a naciągane oferty

Do jednego z moich klientów trafiła „analiza” serwisu wraz ofertą na pozycjonowania. Sama oferta wyglądała tak, jakby wygenerował ją automat, opakował zgrabnie w nagłówki i pchnął do klienta. Od początku śmierdziała mi wielkim naciąganiem.

Od chwil w której otworzyłem załączoną ofertę wyło w mnie na alarm, że coś nie tak, że coś tu nie sztymuje. Warunki proponowanej umowy bardzo silnie promują stronę dostawcy i jest tam mnóstwo punktów o tym co klient musi, niewiele o tym co musi oferent. Nic nie ma o karach dla wykonawcy, nic o możliwości wycofania się z umowy w przypadku otrzymania kary od googla. Nic o tym, co z aktualnie wypromowanymi frazami.

W umowie zażądano też całkowitego dostępu do strony/systemu, co oczywiście jest naturalne, bo nie da się optymalizować bez tego, ale z drugiej strony … dobra zacznijmy od początku.

Jeden z moich wieloletnich klientów prowadzi klasyczny sklep. Parę lat temu nawiązaliśmy systematyczną współpracę w wyniku której najpierw prowadziłem drobne modyfikacje istniejącej strony, potem dodatkowo zajmowałem się stroną innego przedsięwzięcia na które składała się strona plus rozkręcane, branżowe forum dyskusyjne. Potem wróciliśmy do sprawy głównej strony, która została gruntownie przebudowana i ze skromnej HTML’owej wizytówki stała się CMS’em zawierającym dziś ponad 1000 dokumentów.

W między czasie położenie klasycznego sklepu zgubiło swoją pierwotną, pochodzącą jeszcze z późnych lat 50-tych zaletę lokalizacyjną. Czasy się zmieniły, wybudowano metro, ludzie mają więcej samochodów i chętniej pojawiają się w centrach rozrywkowo-handlowych niż w małych sklepach, choćby te miały coś czego molochy nie mają. Niestety, dla klienta, albo trzeba się przenieść do jednego z molochów, albo skupić się na działalności hurtowej. Klient się przeniósł. W trakcie przenoszenia podjął też decyzję o zmianie marki, a co za tym idzie i wizerunku. Zastanawiając się wspólnie na tym w jaki sposób lepiej wykorzystać internet zdecydowaliśmy się zmienić również domenę. Poprzednia miała w sobie „starą” markę oraz nie kojarzyła się w żaden sposób z artykułami oferowanymi przez klienta.

Linki przychodzące

Po wykonaniu akcji zatytułowanej upgrade 2.3 w panelu administratora na głównej zakładce (Nowości/Dashboard) zniknęły mi linki przychodzące. Szybko okazało się, że w nowej wersji silnika, zmieniono źródło linków przychodzących na google. Lubię google, korzystam z niego codziennie, ale technorati podoba mi się w tym przypadku bardziej, a poza wszystkim po prostu się przyzwyczaiłem.

Pierwsza myśl: przenieść ze starego… czasu nie znalazłem, ale … znalazłem wtyczkę: TIL Technorati Incoming Links i wszystko zaczeło wyglądać tak jak powinno.

Upgrade do 2.3

Była próba. Zakończona porażką. Jutro następna próba.

walka z api blipa

Od paru dni skrobię sobie wtyczkę do wordpress’a do kompleksowej obsługi blipa. Coś nie trybi, nie trybi nie trybi. Sprawdzam. Niby wszystko jest w jak najlepszym porządku, tylko błędy jakieś dziwne. Potem dopiero „wymyśliłem”, żeby sprawdzić stronę. Faktycznie. Nie działa.

Polskie tematy do wordpress’a

Agron postawił sobie … bloga. No i walnął w ten sam mur w który wali prawie każdy z korzystających z wordpress’a. Mur polskich skórek. Czy też raczej tego, że gdzieś tam kiedyś na początku nie był to soft projektowany do innych języków. Tylko en_EN. Widać po prawie wszystkim w tematach, czy pluginach. W tych ostatnich, jeżeli autor nie włada angielskim z urodzenia, to pojawia się możliwość korzystania z innych języków niż jeden prawdziwy. W jednym z pluginów z którego korzystam (Simple Tagging) ma zaimplementowaną „umiejętność” korzystania z różnych języków. Polskiego tam oczywiście nie było.

Wracając do tematu. Brak polskich skórek jest po prostu spowodowany błędem popełnionym gdzieś na początku w fazie projektowania, czy (zgaduję) pisania tego oprogramowania. To w szablonach leżą teksty, formaty dat i konwersje znaków. Czy słusznie? Nie wiem. Przyjąłem to w jakiś taki naturalny sposób nie próbując dociekać. Ma to zarówno swoje zalety jak i wady. Mnie odpowiada, ale… tak jak pisał Agron, trzeba było zmieniać w plikach. Trzeba nadal, zawsze wtedy jak chcę dodać jakiś plugin. W efekcie otrzymałem mocno zmodyfikowany produkt. A to z kolei daje produkt trudny do uaktualnienia.

upgrade wordpressa

Wzdrygam się zawsze przed dokonywaniem uaktualnienia softu. Bo po co coś aktualizować skoro, teoretycznie, działa dobrze. Spójrzmy na fakty. Mój blog jest jakimś niszowym serwisem o bardzo małej oglądalności. 395 wizyt przez ostatnie 4 tygodnie mówi samo za siebie. Pocieszające jest to, że unikatowych oglądających jest 268, co po odliczeniu moich własnych „unique” daje jakieś 260. No tak, dywagacja się zrobiła.

Wracając do tematu: blog jest mały, niepopularny, więc po co aktualizować oprogramowanie na którym chodzi? Niczego nowego, co byłoby mi potrzebne, przecież nie dodadzą. Ataków nie ma, bo po co kopać takie maleństwo, zysk żaden. Backupy robią się regularnie crona, co do wielkości może wydawać się paranoją. Ale być może warto.

Tak na prawdę to chyba dla sportu.

Strona 25 z 25

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén