Zaparkowałem na Hożej 53 i się zgubiłem. Serio. Hoża 51 była obok, ale to jakaś enigma, bo żadnego lokalu nie widziałem. Jest piekarnia, punkt usług i mały sklep spożywczy. Zero knajpy. Musiałem coś źle zapamiętać. Nic to, chodzę i szukam. “Uratował” mnie jeden z uczestników, przyznający że tydzień wcześniej zrobił tu zwiad i lokal jest, ale głęboko w podwórku, potem placyk, potem brama, przejście, w lewo … uff. Na miejscu.
Pierwsze wrażenie super, jasno, wysoko schludnie. W środku kręci się już kilka osób w tym organizatorzy. Zajmuję miejsce na kanapie dla mojego płaszcza. Brak wieszaka na ubrania jest jedną z nielicznych wad tego miejsca.
Podpinam się z laptopem do rzutnika w celu sprawdzenia jak to będzie wyglądało. Jest słabo. Musimy odsunąć się od ekranu, bo wszystko jest za małe. Przed prezentacją odsuniemy się jeszcze bardziej, bo nadal jest to wszystko za małe,
Cały czas schodzą się ludzie i jeszcze przed rozpoczęciem jest ponad 30 osób, żeby finalnie przekroczyć 40. Kręcimy się wszyscy w wirze przywitań i pierwszych rozmów, jeszcze jest na to czas.
Potem już z górki, a moją ocenę tego co było dalej możesz przeczytać u Agnieszki: WordUp Warszawa – wywiad z organizatorem, emocje prelegenta i wrażenia uczestnika