Marcin Banaszek zrobił spis:
Jak wkurwić webmastera w 10 krokach?
Z częścią się zgadzam. Część nie robi na mnie wrażenia. Ale sumarycznie, podsumowanie bardzo trafne.
Marcin Banaszek zrobił spis:
Jak wkurwić webmastera w 10 krokach?
Z częścią się zgadzam. Część nie robi na mnie wrażenia. Ale sumarycznie, podsumowanie bardzo trafne.
Do jednego z moich klientów trafiła „analiza” serwisu wraz ofertą na pozycjonowania. Sama oferta wyglądała tak, jakby wygenerował ją automat, opakował zgrabnie w nagłówki i pchnął do klienta. Od początku śmierdziała mi wielkim naciąganiem.
Od chwil w której otworzyłem załączoną ofertę wyło w mnie na alarm, że coś nie tak, że coś tu nie sztymuje. Warunki proponowanej umowy bardzo silnie promują stronę dostawcy i jest tam mnóstwo punktów o tym co klient musi, niewiele o tym co musi oferent. Nic nie ma o karach dla wykonawcy, nic o możliwości wycofania się z umowy w przypadku otrzymania kary od googla. Nic o tym, co z aktualnie wypromowanymi frazami.
W umowie zażądano też całkowitego dostępu do strony/systemu, co oczywiście jest naturalne, bo nie da się optymalizować bez tego, ale z drugiej strony … dobra zacznijmy od początku.
Jeden z moich wieloletnich klientów prowadzi klasyczny sklep. Parę lat temu nawiązaliśmy systematyczną współpracę w wyniku której najpierw prowadziłem drobne modyfikacje istniejącej strony, potem dodatkowo zajmowałem się stroną innego przedsięwzięcia na które składała się strona plus rozkręcane, branżowe forum dyskusyjne. Potem wróciliśmy do sprawy głównej strony, która została gruntownie przebudowana i ze skromnej HTML’owej wizytówki stała się CMS’em zawierającym dziś ponad 1000 dokumentów.
W między czasie położenie klasycznego sklepu zgubiło swoją pierwotną, pochodzącą jeszcze z późnych lat 50-tych zaletę lokalizacyjną. Czasy się zmieniły, wybudowano metro, ludzie mają więcej samochodów i chętniej pojawiają się w centrach rozrywkowo-handlowych niż w małych sklepach, choćby te miały coś czego molochy nie mają. Niestety, dla klienta, albo trzeba się przenieść do jednego z molochów, albo skupić się na działalności hurtowej. Klient się przeniósł. W trakcie przenoszenia podjął też decyzję o zmianie marki, a co za tym idzie i wizerunku. Zastanawiając się wspólnie na tym w jaki sposób lepiej wykorzystać internet zdecydowaliśmy się zmienić również domenę. Poprzednia miała w sobie „starą” markę oraz nie kojarzyła się w żaden sposób z artykułami oferowanymi przez klienta.
Napisał do mnie klient:
Nie mogę wstawić zdjęcia.
Próbuję wrzucić w duży obrazek 560×185. Wszystkie powyższe są takie same ale żaden z nich nie chce wskoczyć. Każdy inny obrazek wskakuje bez problemu, a gdy próbuję wrzucić którykolwiek z tych prawidłowych (powyższych) to wskakuje mi ten, który jest właśnie za duży. Nie mam pojęcia na czym polega mechanizm tego zjawiska. Może Pan nam pomóc w tej sprawi?
No jasne, że mogę, przecież utrzymanie relacji z klientem jest najważniejsze.
Szukam, pukam, sprawdzam.
Nic.
Odpisałem grzecznie: Ponieważ nie potrafię powtórzyć zgłoszonego przez Pana błędu, poproszę o dokładniejsze wyjaśnienie, na czym polega właściwie problem. Zdarza się, a przecież nie powiem klientowi, że napisał mi tak nieprecyzyjnie, że ni licha nie mogę zrozumieć o co chodzi.
Czekam z niecierpliwością, bo może rzeczywiście coś nie pasuje. Błędu przecież są. A jak uważamy, że ich nie ma, to oznacza, że ich nie wyryliśmy.
Jest. Przyszedł
Po ciężkiej walce już sobie poradziłem, wszystko rozbija się o to, że obrazki wstawiane do pola „duży obrazek” są na stronie o 20 pkt w każdą stronę większe niż ich pierwowzór w galerii obrazów. Gdybym wiedział o tym wcześniej zaoszczędziłbym sobie trochę pracy, ale już wszystko ok.
No jasne, na stronie jest pasujący do layoutu, a nie pokazywany w abstrakcyjnej poniewierce panelu administratora.
Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén