Umowa na budowa i wdrożenie serwis. Pełen tekst:
Jak sporządzić umowę na serwis internetowy – część pierwsza
Umowa na budowa i wdrożenie serwis. Pełen tekst:
Jak sporządzić umowę na serwis internetowy – część pierwsza
mrman „zmusił”mnie dziś do wyrażenia opinii o światowym gigancie, który wystartował i u nas. aol.pl bo o nim mowa nie zachwycił.
Jadąc do domu opowiedziałem o serwisie mojej Żonie, która nie będąc z sektora IT prawie natychmiast zadała pytanie „A to nie jest tak jak z ebayem?” … mhm … no tak, jest.
Kolejny raz wielka korporacja traktuje Polskę jak totalny zaścianek, dając „nic”. Nie wiem, może to po to, żeby wszyscy zaczęli opieprzać? w myśl zasady, która sprawdziła się dla „n-k”? Nieważne jak mówią, ważne żeby mówili?
Marcin Banaszek zrobił spis:
Jak wkurwić webmastera w 10 krokach?
Z częścią się zgadzam. Część nie robi na mnie wrażenia. Ale sumarycznie, podsumowanie bardzo trafne.
Zagadnienie dostępności jest czymś co coraz częściej pojawia się przy budowie stron. Szczególnie tych większych, których ani zleceniodawcy, ani zleceniobiorcy nie nazywają stronami, tylko portalami, serwisami. Pomijając nazewnictwo magiczne hasło „dostępność”, co dziwne, zaczyna się pojawiać od strony samego klienta.
Powstał sobie serwis: dostepny.net, który jest poświęcony temu zagadnieniu. Dobrze, że powstał, mogę odsyłać tam klientów zamiast tłumaczyć dziesiątki razy to samo, a na samodzielne spisanie, czy lepiej zrobienie kompaktowego opisu nigdy jakoś czasu nie było. Poza tym odesłanie na serwis niezaangażowany w proces produkcji jest wygodne również z tego powodu, że jest to strona … trzecia. Truizm? Zgadza się, ale dzięki temu, że klient zamiast usłyszeć ode mnie przeczyta na necie, to jakoś tak mniej opornie potem się rozmawia.
Autorze: dziękuję, choć moje oczekiwania co do treści są dużo wyższe, bo na razie poza jednym linkiem, który „zgubiłem” w serwisie pojawiają się rzeczy dość podstawowe. No, ale nie można zaczynać od wpisu, że wideo zawierające wypowiedzi (wywiad) powinno mieć albo transkrypcję, albo lepiej pojawiające się napisy. Rozumiem. Czekam na więcej.
Pytanie dnia: czy serwis o dostępności powinien być w całości dostępny w czytniku rss, czy też w celach późniejszych zysków można taki dostęp zablokować i jak to tak naprawdę ma się do dostępności. Szczególnie, że autor bloga na pytanie nie dopowiedział, tylko dyskusję po prostu uciął informując że rss jest tylko powiadomieniem o nowych wpisach. Może i tak, może i tak a jest definicja. A może i nie. Może mam inne zdanie niż autor.
Google znajdzie go dla ciebie. Niestety.
Taki złowieszczy tytuł oraz cały artykuł znajdziecie na stronie Guardiana.
Forgotten your password? Google can find it for you. Unfortunately
Większość dotyczy hasha md5, więc nie jest aż tak źle jak zapowiadają, ale podsumowując: proste hasło dla którego ktoś uzyska (ukradnie) hash md5 daje się odnaleźć w bardzo krótkim czasie.
Musiałem to sprawdzić.
Czyli prosty i szybki test w którym należy wpisać wszystkie tagi.
Mój wynik:
55
Colorado Springs Dating
Szczegóły w rozwinięciu, żeby nie sugerować.
Tytuł strony umieszczamy w sekcji HEAD w znaczniku TITLE i jest on wymagany we wszystkich wersjach (X)HTML’a.
Podsumowując: tytuł to jeden z ważniejszych elementów mimo tak niewielkich „rozmiarów”.
Zapraszam na nowo-otwarty blog motoryzacyjny auta.cc.*
Kto może niech umieści kawałek notki samochodowej i zlinkuje do podanego serwisu.
Co tam można znaleźć? Nowości ze świata samochodów, tapety związane z samochodami, nasze bure myśl o samochodach, w samochodach.
Kto za tym stoi? depesz i gurthg.
Po co to wszystko?
Uwagi mile widziane.
Linkowanie i notkowanie również.
*Blog został zamknięty
Prosta sprawa w meta można podać datę zakończenia prezentacji strony.
Więcej na ten temat: unavailable_after – nowe meta od Google.
Jakiś czas temu do firmy moich rodziców [Grajan] przychodziło klasyczną pocztą zaproszenie do udziału w katalogu firm środkowo europejskich. Zaproszenie wysyłała firma, która za swoją siedzibę obrała sobie Wiedeń, a przynajmniej tak było napisana na umowie i adresie zwrotnym. Dziwna ryba. Szczególnie, że zarówno papier jak i koperta były z dość gównianego papieru, tak jakby skrzyżowanie zwykłej kartki z kartonem i papierem toaletowym.
Po przeczytaniu kilku świetnie skonstruowanych zdań sam chciałbym umieścić się w takim katalogu. Ale jak to zawsze dziwi wszystkich, którzy dają mi umowę, ja ją czytam. Do końca, a czasem dwa lub więcej razy.
Pod sam koniec, zdecydowanie mniejszym drukiem (ale mniejszym to była z połowa umowy) napisano koszt oraz warunki zerwania umowy. Generalnie szukali naiwniaków, bo za roczny wpis w internetowym katalogu chcieli coś w okolicach 400 euro, a wypowiedzieć umowę to można było tylko po zapłaceniu następnego roku. Koszmar.
Jak to trzeba uważać na to co się dostaje.
Całe szczęście wysłali to jeszcze tylko raz, a potem albo już nie wysyłali, albo moja mama przestała mnie pytać czy warto.
Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén